Optymalizacja nakładów inwestycyjnych w stosunku do potrzeb – czyż nie o to powinno chodzić wszystkim inwestującym w automatyzację, robotyzację i inne rozwiązania przyspieszające pracę? Czyż nie to powinno stać na szczycie listy celów do osiągnięcia, które są argumentem do często wielomilionowych inwestycji? Wydawać by się mogło, że to oczywiste, jednak moja ponad 20 letnia obserwacja rynku pokazuje, że właśnie o tej optymalizacji zapominamy, czasami podążając za modą, a czasami po prostu marząc o nowościach, które nie zawsze są nam potrzebne.
Nie trzeba być finansistą (i nim nie jestem), żeby wiedzieć, że nowe wdrożenia pociągają za sobą nakłady inwestycyjne, które powinny się amortyzować w trakcie produkcji.
Często jednak da się zauważyć, szczególnie w pierwszych etapach rozmów z klientami, kiedy omawiamy sprawy związane tylko ze stroną techniczną i technologiczną procesów, że optymalizacja kosztów odchodzi na drugi plan.
Jak to wygląda w rzeczywistości?
Żyjemy pod ciągłą presją środków przekazu. Wszędzie zasypywani jesteśmy hasłami: „Przemysł 4.0”, Innowacyjność, Internet Rzeczy, automatyzacja, robotyzacja … Przepływ informacji jest jeden i krzyczy: musisz być innowacyjny, musisz automatyzować, no i koniecznie wprowadzamy „Przemysł 4.0”.
Nie ma się więc co dziwić, że w dziesiątkach firm w całej Polsce rodzą się marzenia i pomysły, które konkretyzują się z czasem w plany wprowadzania zmian na swoich podwórkach. Wtedy właśnie wkraczamy my, realizatorzy tych planów i dostawcy rozwiązań – ludzie, którzy mogą pomóc spełnić marzenia, lub wręcz przeciwnie – odradzą i zweryfikują je. Bo choć nie jestem finansistą, a inżynierem, który wie jak projektować i budować maszyny, to właśnie o finansach klienta i optymalizacji kosztów zawsze pamiętam.
Czy każde marzenia opłaca się spełniać?
Są firmy, które od początku mają wszystko zaplanowane i poukładane. Jest pełna świadomość kosztów nowego wdrożenia i chodzi jedynie o doprecyzowanie i dostosowanie się do istniejących standardów. W tych przypadkach wystarczy tylko przygotować koncepcję zawierającą przedstawione założenia i zrobić ofertę cenową. Przykładem są tutaj firmy z branży Automotive.
W przypadku przedsiębiorstw, które przymierzają się do skoku technologicznego z wykorzystaniem dostępnych środków i nowinek na rynku, bywa niestety bardzo różnie. Często jest tak, że po analizie procesów, występujemy w roli „wielkich hamujących”, studzimy emocje, urealniamy marzenia do rzeczywistych potrzeb, które w zupełności zaspokoją wymagania na tym etapie.
Nierzadko okazuje się, że nasi klienci potrafią zdefiniować skutki swoich problemów, próbując im zaradzić, a nie uświadamiają sobie ich przyczyn – a to na tym powinniśmy się wszyscy skupić. Kolejną bolączką jest to, że proponowane przez klienta rozwiązania, co do wyposażenia i zastosowania komponentów, przewyższają znacznie planowany budżet, a ich czas amortyzacji przekracza długość trwania produkcji określonego wyrobu. Okazuje się na przykład, że mamy dostarczyć bardzo wydajny automat, który przy aktualnym wolumenie produkcji, będzie pracował tylko 3 dni w miesiącu, a następnie stał przykurzony na hali. I jaki jest sens takiej inwestycji?
Pamiętajmy, że zakupienie robota czy systemu wizyjnego jest tylko częścią procesu. Wyzwaniem i celem nadrzędnym jest stworzenie bezpiecznego środowiska do ich pracy, uzbrojenie i oprogramowanie, aby mieć gwarancję ich niezawodnej pracy. To też kosztuje i to wcale nie mało. Trzeba mieć wyszkolonych ludzi, którzy będą w stanie obsługiwać taki sprzęt na co dzień, konserwować i doglądać, weryfikować ich działanie, zwłaszcza jeśli np. systemy wizyjne nadzorują jakość w firmie. Czy wszystkie polskie firmy są na to przygotowane? I w tym jest nasza duża nasza rola – dostawców – by uświadomić to wszystko klientowi.
Dlatego słuchajmy siebie nawzajem, współpracujmy i ufajmy sobie. Zrobić można wszystko tylko czy zawsze ma to sens? Dość często okazuje się, że założone cele można osiągnąć prostszymi środkami, przy niższym nakładzie finansowym.. Praktyka uczy, że proste rozwiązania najtrudniej wymyśleć. Dlatego tak ważny jest ciągły dialog pomiędzy dostawcą, a klientem. Projekty realizowane wspólnie przez obie ekipy: klienta jako źródło wiedzy i doświadczenia w konkretnej technologii i dostawcy, jako tych, którzy wiedzą jak to przełożyć na końcowe rozwiązanie. To jest, według mnie, najlepsza recepta na sukces końcowy i spełnianie marzeń – ale tylko tych uzasadnionych.
I po co ja to wszystko piszę, właściciel firmy, która na co dzień zajmuje się automatyzacją i robotyzacją, a tzw. „Przemysł 4.0” jest chlebem powszednim naszej działalności? Wygląda tak jakbym podcinał gałąź na której siedzę próbując hamować inwestycje już na samym jej starcie. Po prostu chodzi o uczciwość w stosunku do klientów i umiar, który zapewni trwały rozwój ich firm, a nie jednorazowy „fajerwerk” i uleganie modzie. A ponieważ każdy biznes to jednak pieniądze, myślę, że dzięki temu dłużej przyjdzie nam wszystkim posiedzieć na tym drzewie.
Paweł Żabiński
Współwłaściciel Projektowanie Maszyn W.Pietrzyk, P. Żabiński Sp.J.